I Jezus skazany na śmierć
Niesprawiedliwy wyrok. Wydany dla świętego spokoju. Wydany pod wpływem tłuszczy. Jesteśmy oburzeni. Pełni żalu. Ale rzadko zadajemy sami sobie pytanie, czy my jesteśmy inni? Czy potrafimy się przeciwstawić złu? W pracy, na ulicy, wśród znajomych. Jak zachowujemy się, gdy mówią, że Kościół zły? Że księżą to pedofile, pijacy, rozpustnicy czy hazardziści? Co mówimy o osobach, których nie lubimy, albo takich, których zachowanie nas drażni? Czy odważamy się stawać w obronie pokrzywdzonych? Czy odważamy się okazywać naszą wiarę wśród niewierzących lub innowierców? Jak często, dla świętego spokoju milczymy patrząc na zło? Zrozumiały jest strach, bo sami możemy zostać zaatakowani. Właśnie sami. Dlaczego sami, dlaczego każdy boi się w samotności? Przecież można działać wspólnie, zespołowo. Razem przeciwstawiać się złu. Rozumiem, jest się czego bać, gdy jest się bez czyjegoś wsparcia. Albo, ze wsparciem iluzorycznym. Tak jak teraz Ukraina. Niewiele możemy, ale jak każdy z nas niewiele, to razem będzie bardzo dużo.
Jezus przyjął niesprawiedliwy wyrok. Z godnością. Ale uczynił to z miłości i z miłością. Dla największego dobra. To wspaniały przykład pokory, odpowiedzialności i miłości. Staramy się Go naśladować. Czy to znaczy, że mamy się poddawać niesprawiedliwym sądom, rezygnować z obrony? To wszystko zależy od owoców takiej decyzji. Owocem decyzji Chrystusa o poddaniu się wyrokowi jest nasze zbawienie. Jeśli z naszego poddanie się niesprawiedliwemu wyrokowi wyniknie jakieś większe dobro, to można się poświęcić. Jeśli jednak wynika zło, to należy walczyć. Wszelkimi sposobami. Tak jak teraz to czyni Ukraina. Dlatego musimy wspierać ich nierównej walce. Także krzycząc na świat. I usilnie modląc się. O koniec wojny. O oddalenie groźby kolejnych wojen. Bo każda wojna to niesprawiedliwy wyrok śmierci wydany na niewinnych.
Szczególnym bólem napawa postawa naszych braci w Chrystusie. Czy jeszcze braci? Jeśli Cyryl wspiera niesprawiedliwy wyrok, niesprawiedliwą wojnę? Tak jak w 1657 prawosławni patriarchatu moskiewskiego skazali na męczeńską śmierć Andrzej Bobolę, tak teraz skazują na męczeńską śmierć tysiące Ukraińców.
II Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Ciężar ponad siły. Niesprawiedliwy. Szyderczy i sadystyczny. Jednak Jezus wziął ten ciężar na swoja barki. Z miłości. Z odpowiedzialności. Z posłuszeństwa. A jak my zachowujemy się, gdy ktoś nakłada na nas ciężary, których nie możemy udźwignąć? Potrafimy z godnością przyjąć i nieść. Dla spawy. Ofiarować Panu nasze cierpienie? Czy, raczej, staramy się zrzucić z siebie jak najprędzej? Bez oglądania się na konsekwencje. Trudno jest zaakceptować narzucony ciężar. A przecież każdy jakiś ma. Choroby, niedostatek, stres, depresja. Zwykle nie da się ich pozbyć. I dźwigamy je ze wściekłością. Winą za nasze cierpienia obarczamy nieraz najmniej winnych. To zupełna ironia losu, bo zwykle obrywają ci, którzy chcą naszego dobra. Którzy są przy nas i nam towarzyszą. Na nich spadają nasze gromy, a oni jak piorunochrony przyjmują nasze żale, wybuchy. Któż zatem naśladuje Chrystusa? Mu z naszą nienawiścią do naszych ciężarów? Czy ci, którzy pomimo naszej niewdzięczności dźwigają jej ciężar.
Teraz wielki ciężar spadł na Ukraińców. Pomagasz, choć w najmniejszy sposób?
Bobola sam wziął na siebie ciężar ewangelizacji. Na wzór Chrystusa. Bo tak jak Jezus do końca nas umiłował, tak św. Andrzej umiłował Boga.
III Jezus po raz pierwszy upada pod krzyżem
Dlaczego upada? Pod ciężarem krzyża, osłabiony, pobity. Nie dość, że ledwie idzie to się potyka. Potyka się o nasze grzechy. O ludzką niewdzięczność. O niewiarę wielu z nas. Uderza mnie to, jak wielka jest różnica między Jego upadaniem a naszym. My upadamy z własnej winy. Z powodu naszego wygodnictwa, lenistwa. I słabości. Ale jakże innych niż chrystusowe. Bo nasze słabości są w nas. Wynikają z naszej woli. A On bez winy był torturowany.
Upadek to jedno. Co potem? Jezus podniósł się, by dalej nieść niezasłużony ciężar. Na szczęści my, wierzący, też się podnosimy. Aby nieść dalej swój ciężar. Często zasłużony, bo będący konsekwencja naszych czynów. Ale najważniejsze jest to, aby wstawać. Aby nie dawać się złu. Aby wbrew przeciwnościom losu iść dalej naśladując Jezusa. Aby dawać przykład innym, że liczy się cel. Cel wskazany przez Chrystusa. Cel naszego życia i zbawienia. I, że żadne upadki nie zniechęcą nas do dalszej drogi. Ze całą siła naszej woli wstajemy w naszych grzechów aby niosąc swoje brzemiona nieś także światło Ducha świętego.
Wydaje mi się, że szczególnym złem jest, gdy ktoś kogoś specjalnie przewraca. Specjalnie powoduje upadek Tak jak teraz nienawistni agresorzy czynią z Ukrainą. W interesie każdego z nas, każdego wierzącego, każdego Polaka jest podanie ręki Ukraińcom. Jezusowi nikt nie podał ręki, aby pomóc wstać. Teraz możemy to uczynić pamiętając, że pomagając wstać jednemu z najmniejszych, pomagamy Jemu.
Bobola pojmany przez kozaków nie raz upadał. Ale ani razu nie upadł tak, aby wyrzec się Jezusa.
IV Jezus spotyka Matkę swoją
Podwójne cierpienie. Rozpacz Syna widzącego rozpacz Matki. Nic nie mogą zrobić. Ona nie może Go uratować. Cierpi wraz z Nim. Może nawet bardziej. Czuje całą sobą Jego ból. On wie, dlaczego cierpi . Ale cierpienie Matki jest straszniejsze od odczuwanego bólu.
Często mówimy komuś, że współczujemy. Czy współczujemy? Czy słowa świadczą o współczuciu? Czy można czuć to samo, by tym jest współczucie? Czy można? Spotkanie Jezusa z Maryją jest tego dowodem. Można, gdy łączy więź wielkiej miłości. Tylko prawdziwa miłość pozwala na prawdziwe współczucie. Na czucie całego bólu, całej rozpaczy kogoś, kogo kocha się bezgranicznie. Ten sam ból rozdziera ciało. A czasem osoba współczująca czuje ból jeszcze większy.
Spotykamy na ulicy uciekinierów ze strefy obje tej wojną? Co odczuwamy? Czy jesteśmy w stanie odczuwać ich rozpacz, strach? Ból matek, które zostawiły tam swoje dzieci z butelkami z benzyną? Ich obawy o ty, czy jeszcze kiedyś się zobaczą? A jeśli znów się zobaczą, to z jakim ranami? Z jakim kalectwem fizycznym i psychicznym? Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Zapewne Bobola w swoim męczeństwie też widział ból w oczach niektórych świadków. Ból i strach.
V Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi
Został przymuszony. Być może spieszył się do domu, gdy nagle kazali mi dźwigać krzyż. To upokorzenie. Na dodatek gawiedź rzucająca ogryzkami, opluwająca i przeklinającego skazańca. Nie chciał tego. Zmuszony pomógł nieść. Nie wiem, czy ze wściekłością stał się jak najszybciej doprowadzić do miejsca kaźni. To nie ważne. Ważne to, jak ja się zachowuję w takiej sytuacji. Czy trzeba mnie przymuszać do pomocy niosącemu swój krzyż? Czy potrafię narazić się na śmiechy i kpiny, gdy pomagam komuś odrzuconemu przez społeczeństwo? A może pomaga z niechęcią, ab się odczepił?
Teraz pomagamy Ukraińcom. Większość ochoczo. Ale czy w takim zakresie, jak nas na to stać? Czy raczej przymuszeni presją społeczną? Albo tylko na pokaz? Czy widzimy Chrystusa w potrzebujących?
Nie wiem, czy św. Andrzej udzielał pomocy materialnej, ale na pewno duchowej. Aż do śmierci męczeńskiej.
VI Weronika ociera twarz Jezusowi
Odwaga. Weronika odważyła się wyjść z żądnego krwi tłumu szyderców i choć symbolicznie ulżyć Chrystusowi. Stanąć oko w oko z wściekłą tłuszczą i żołdakami. Demonstracyjnie okazała swoją postawę i wartości, w które wierzyła. A ile odwagi jest w Tobie czy we mnie? Jak często pod wpływem propagandy czy tłumu boimy się wyjść przed szereg. Okazać odmienne zdanie. Jak zachowujesz się, gdy ktoś szydzi z Boga lub Kościoła?
Czy masz odwagę przyjąć pod swój dach uciekinierów wojennych? Czy potrafisz sprzeciwić się moskiewskiej propagandzie starającej się poróżnić Polaków z Ukraińcami?
Tak jak Andrzej Bobola nie bał się głośno wyrażać swojej wiary.
VII Jezus drugi raz upada pod krzyżem
Brudny, zakrwawiony, oblany potem. Upada. Być może szarpnięty przez żołnierza, może popchnięty przez jakiegoś gapia. I co Ty na to? Co ja? Czy jak upadał, podałeś rękę? Czy chciałeś złapać, aby się nie potłukł? Czy raczej odskoczyłeś, aby się nie pobrudzić? A jak już upadł, to czy ktoś z nas wyjdzie z tłumu, aby pomóc wstać? Czy zaryzykuję pobrudzenie się przy tym. Czy przejdę obojętnie, uając, że nie moja to sprawa?
Podobnie nasz stosunek do uciekinierów. Czy chcemy pomagać z empatii? Czy wybieramy sobie komu pomóc? Od czego uzależniamy nasza pomoc? Czy może, to nas nie dotyczy? Może y=uważasz, że to ich wojna i ich problem?
Gdyby święty Andrzej był obojętny na upadek moralny ludzi, to z pewnością nie pomagałby im.
VIII Jezus pociesza płaczące niewiasty
Niesamowite. Niesamowita miłość. Sam wycieńczony pochyla się na losem innych. Narażając się na bolesne szarpnięcia czy uderzenia. Czy rozpacz jest czymś właściwym? Czy nie powinna być zastąpiona czynem? Czy skupiając się na płaczu, nie zapominamy o celu naszego życia, o zbawieniu. Czy nasza uczuciowość nie tłumi rozsądku? Czy egzaltacja na czyimś cierpieniem nie doprowadza do wiecznego cierpienia innych? Bo nie zwróciliśmy uwagi, nie wskazaliśmy kierunku.
Jaki mamy stosunek do uciekinierów wojennych? Czy biadolimy nad ich nieszczęściem? Czy aktywnie pomagamy? Czy nasze własne kłopoty nie przysłaniają nam sytuacji innych osób?
Święty Andrzej nie płakał nad zagubionym w wierze, on im pomagał. Walczył o każdą duszę ludzką.
IX Jezus trzeci raz upada pod krzyżem
Wycieńczony. Pot zmieszany z krwią spływa po nogach. Łatwo się poślizgnąć. Zwłaszcza, gdy na drodze jakaś przeszkoda. Zastanów się, co robisz, gdy zobaczysz na chodniku skórkę od banana? Albo rozbitą butelkę? A może sam rzucasz, bo kosz za daleko? Zastanów się, jaki są konsekwencje. Ktoś złamie nogę, zostanie kaleką. A może uderzy głową i zginie. A przecież każdym z tych najmniejszych jest Jezus. Czy swoim zachowanie nie przyczyniasz się do czyjegoś upadku?
O co sądzisz o wojnie? Czy Twoja postawa nie przyczynia się do zła? Czy nie powtarzasz agresywnej propagandy? Czy nie budujesz napięć między nami a przybyszami?
Bobola szedł do upadłych. Do tych, którymi nikt się nie interesował. Pomagał wstawać w wierze.
X Jezus z szat obnażony
Odzierany z godności. I to boleśnie, gdy szaty zrywają strupy, szorują po ranach. Czasem jesteśmy świadkami odzierania z godności w pracy, sklepie na ulicy. Ktoś kogoś poniża. Wyśmiewa. Wywleka na widok publiczny jego wady czy potknięcia. Czy dołączamy się w kolejnym szyderstwem? Albo odwracamy plecami udając, że nic nie widzimy? Czy obserwujemy ze złośliwym uśmiechem? Czy zdajesz sobie sprawę, że ciebie to też może spotkać?
Tak ja to co się dzieje na Ukrainie, jutro może być naszym udziałem. Zatem czyń wszystko, aby nie dopuszczać do takich sytuacji.
A jeśli już ktoś nas obnaży, to tak jak Andrzej Bobola, na wzór Chrystusa, przyjmijmy to z godnością.
XI Jezus do krzyża przybity
To początek zabijania. To agresja powodująca nieodwracalne zmiany. Nie tylko ból. Nie wiem, czy przybijali na rozkaz, czy także z jakąś mściwa satysfakcja lub przyjemnością znęcali się nad bezbronnym. Tu chodzi o nasze zbawienie. Czy w złości, albo co gorsza z premedytacją, nie wbijamy komuś szpil? Czy nie przyczyniamy się do czyjegoś nieszczęścia? Niekoniecznie fizycznie. Słowem też można zabijać. I taka rana też może nigdy się nie zagoić.
Ukraina miażdżona bezwzględną nienawiścią. Patrzysz się? Pomagasz? Starasz się wywierać społeczny wpływ na rządzących? Na europarlamentarzystów? Czy biernie patrzysz się na krzyżowanie sąsiada?
Ukrzyżowanie nie musi być tylko na krzyżu, tak jak św. Andrzej. Ale może być ofiarowanez miłości do Boga i ludzi.
XII Jezus umiera na krzyżu
Moment kulminacji bólu. Każdy oddech to wielki ból. Dusi się, a jednak mówi. Bo miłość silniejsza od bólu. Okazuje miłosierdzie obiecując skruszonemu niebo. Ale też okazuje troskę o doczesny byt umiłowanych. Wspierajcie się, opiekujcie wzajem. To wezwanie dla nas, abyśmy zatopieni we własnym bólu nie zapominali o innych. Ani celu, go którego dążymy sami do którego dążą nasi najbliżsi.
Nadziej umiera ostatnia. Boimy się, czy nie dojdzie do nas wojna. Tym bardziej ofiarujmy swoje modlitwy i wsparcie materialne dla najbardziej potrzebujących.
Tak ja Bobola , z miłości do Jezusa i ludzi, do końca poświęcił się Panu.
XIII Jezus zdjęty z krzyża
Już nie cierpi. Cierpią ci, którzy zostali. Z bliska widzą obrażenia. Przeżywają boleść. Największa Miłość umarła. To moment, gdy w pełni dociera do nasz czyjaś śmierć. Śmierć za nas. Dla naszego zbawienia. Czy to w ogóle dociera do nas? Nie uczuciowo, ale rozumowo. Dotykamy Jego Ciała. Umarł, ale jest. Obiecywał. Wierzysz?
Całe miasta i wsie upadają. Zostają zgliszcza i zmarli. Nie ma kto się nimi zająć. Zostaje rozpacz, ból, poczucie beznadziejności.
Z największą czcią zabrano ciało Jezusa z miejsca kaźni, podobnie jak ciało św. Andrzeja.
XIV Jezus złożony do grobu
To najboleśniejszy moment, gdy zasuwa się kamień. Gdy zamyka się wieko, zrzuca ziemie na trumnę, przysypuje, zamurowuje. Eksplodują uczucie. Rozpacz, żal. A gdzie nadzieja? Gdzie wiara w zmartwychwstanie? W ponowne spotkanie w niebie? Ostateczne pożegnanie Ciała, by było rozstanie z Jezusem. Było konieczne, aby ukazać Jego pełną chwalę. To etap na drodze zbawienia.
Wojna się skończy. Znów pojawi się zieleń. Ale najpierw trzeba zaorać. Uczcić ofiary. Z honorem i miłością. I wierzyć w zmartwychwstanie.
A ciało św. Andrzej nie dotknięte rozkładem spoczywa w szklanej trumnie u Jezuitów na Rakowieckiej w Warszawie.